W LABIRYNCIE
Recenzje
Lascimmiapensa / Erika Pomella
* "Donato Carrisi pisze i reżyseruje film, zabierając widza do miasta przypominającego labirynt, pozbawionego punktów odniesienia i przygniecionego ciężarem nieznośnego upału. W takich to warunkach reżyser bierze widza za rękę i prowadzi go do świata, gdzie łatwo się zgubić. W pozytywnym znaczeniu."
* "Są zakamarki przywołujące na myśl Chicago z powieści Raymonda Chandlera, a widoki za oknem przypominają strony komiksu poświęcone „Gotham City”. Są też ujęcia wierzb płaczących i pachnących liści odsyłające do wizji południowych Stanów Zjednoczonych oraz opuszczone ulice Rzymu pogrążonego we śnie."
* "„W labiryncie” oferuje widzowi widok telefonów komórkowych i komputerów występujących w towarzystwie starych ekranów kineskopowych oraz aparatów telefonicznych wyglądających, jakby wyszły z filmu z Humphreyem Bogartem."
* "Donato Carrisi chce, by widz zgubił się, by sam zrekonstruował wszystko na podstawie opowieści głównych bohaterów. I to mu się udaje."
* "Poczucie niepokoju, które przekazuje film, opiera się na pewności niemożności zaufania nikomu. W taki sposób widz uczestniczy w przedstawieniu, gdzie prawda nie istnieje lub raczej, gdzie prezentuje się jedynie jako niestała materia, która może być dowolnie modelowana."
* "Prawda nie istnieje i każda z postaci musi ją stworzyć własnymi rękoma z materiału, który ma do dyspozycji."
* "Tutaj kryje się najbardziej udany punkt filmu: niepokój i uczucie prawie-horroru, które towarzyszą całej historii, nie opierają się na czymś potwornym czy nadzwyczajnym. Przeciwnie, Donato Carrisi przedstawia potwory, które czują się swobodnie w blasku słońca pośród własnych ofiar."
* "By zrealizować do końca to poczucie ciągłego zagrożenia, reżyser zdecydował się odwołać do estetyki mieszającej gatunki: od kryminału do powieści detektywistycznej poprzez kilka elementów horroru. Estetyka, która najlepiej wyraża się w mistrzowskiej grze odcieni, świateł i ich przeplatania się, do takiego stopnia, że prawie czujemy ciemność naciskającą na granicy obrazu - nieustanne przypominanie faktu, że nikt z nas nie jest nieomylny. Nikt z nas nie jest bezpieczny"
Cinematografo.it / Gian Luca Pisacane
* "Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią, kino klaustrofobiczne pomiędzy światłem a ciemnością."
* "Wraz z rozwojem akcji następuje kumulacja wydarzeń: wątki narracyjne przecinają się i rozdzielają, a to wszystko w labiryncie hipotez, wątpliwości, sugestii. Tym samym kieruje spojrzenie na amerykańskich twórców - trochę Finchera, trochę Lyncha, całość oprószona Donnie Darko. Historia, gdzie Alicja nie przemierza już Krainy Czarów, lecz świat pełen koszmarów."
* "Detektyw, zapisujący swoje przemyślenia, włóczy się brudny po najgorszych lokalach w okolicy, pije tequilę i latte, przez co swoim zachowaniem przypomina Philipa Marlowe’a."
* "Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią wybiera przekraczanie granic i grę aż do ostatniej karty: wisienkę na torcie stanowi niespotykany wcześniej duet wielkich gwiazd Toniego Servillo i Dustina Hoffmanna."
* "Film niedoskonały, fascynujący i bardzo odważny, zwłaszcza we Włoszech. Dzieło, które należy zapamiętać, ponieważ będzie o nim jeszcze głośno."
Cineuropa
* "Klimat jak z Louisiany w serialu “Detektyw”."
* "Klimatyczna łamigłówka dla kinomaniaków."
Cinema Italiano
* "Po „Dziewczynie we mgle” Donato Carrisi reżyseruje kolejny klimatyczny thriller, który tańczy w otchłani, w klaustrofobicznym świecie między światłem a ciemnością."
Cinematografo
* "Carrisi jest być może jedną z niewielu naprawdę „multimedialnych” postaci współczesnej włoskiej kultury, która potrafi poruszać się na kilku frontach, zachowując wrażliwość i całkowicie osobiste podejście do historii."
-----------------------------------------------------------
W labiryncie / Cinematografo.it / Gian Luca Pisacane
Kolejny, po „Dziewczynie we mgle”, film w reżyserii Donato Carrisiego: nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią, kino klaustrofobiczne pomiędzy światłem a ciemnością.
Dziewczyna we mgle, W labiryncie -powieści przeniesione na ekran. W historiach Carrisiego trzeba się zagubić: niemalże zapomniane miasteczka górskie, miasta zawieszone w innym wymiarze, gdzie królują drapacze chmur, przedmieścia i bagna. Drogi, które zawsze prowadzą do lasów, ogniste niebiosa oświetlające horyzont i oczekujące na apokalipsę. Potem mgła, labirynt. Wszystko otulone dymem, prawie nienamacalne i trudne do uchwycenia.
Wraz z rozwojem akcji następuje kumulacja wydarzeń: wątki narracyjne przecinają się i rozdzielają, a to wszystko w labiryncie hipotez, wątpliwości, sugestii. Tym samym kieruje spojrzenie na amerykańskich twórców - trochę Finchera, trochę Lyncha, całość oprószona Donnie Darko. Historia, gdzie Alicja nie przemierza już Krainy Czarów, lecz świat pełen koszmarów.
Mroczna oprawa, w której detektyw, zapisujący swoje przemyślenia, włóczy się brudny po najgorszych lokalach w okolicy, pije tequilę i latte, przez co swoim zachowaniem przypomina Philipa Marlowe’a.
Polowanie odbywa się na mordercę, potwora w najgorszym tego słowa znaczeniu, ale pozostali ludzie też mają swoje przywary, ułomności. Niektórzy mają złączone wargi i nie mogą mówić; ten, który nosi sutannę stracił wiarę, inni chowają się za maskami, a policjanci grożą zamiast dociekać. Biuro osób zaginionych przypomina miejsce rodem z Kafki, które nieprzypadkowo nazywa się „Otchłań”, zawieszone między piekłem a niebem. Wszyscy czekają w biurze, pomiędzy szufladkami, aż coś się wyjaśni.
Nie brakuje odwołań do Chrystusa. Radio nadaje wyznanie wiary zielonoświątkowców, a słuchacze zostają wcieleni do straży końca świata. Bohater wstępuje na drogę pokuty, wchodzi na swoją Kalwarię, podąża drogą poświęcenia, aż do „zmartwychwstania” w tej rzeczywistości lub raczej w meandrach szalonego umysłu.
W labiryncie jest o wiele ambitniejszy od Dziewczyny we mgle (po włączeniu się w jego historię należy liczyć się z ciężarem samotności i odizolowania), a krytyka społeczna w nim zawarta jest ostrzejsza. Nie zastanawia się nad relacjami policji i mediów, nad makabryczną fascynacją wiadomościami.
Jest to refleksja nad społeczeństwem, które uznaje przemoc za istotny element, przekazywany przez psychopatę ofierze. Każdy obraca własne urazy, które trzyma w sobie, w lustrzaną grę podwajającą obrazy, zmieniającą rysunki w ciemne plamy.
Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią wybiera przekraczanie granic i grę aż do ostatniej karty: wisienkę na torcie stanowi niespotykany wcześniej duet wielkich gwiazd Toniego Servillo i Dustina Hoffmanna oraz otwarte zakończenie – przeklęty chaos zmieniający się w istny węzeł gordyjski.
To kino klaustrofobiczne balansujące pomiędzy światłem a ciemnością, gdzie wszechobecne ściany gotowe są by miażdżyć, by gnieść. Kadry z lotu ptaka przeplatają się ze zbliżeniami. Majaczenie inspirujące się sadyzmem Piły i Cube, ale bez krwi. Film niedoskonały, fascynujący i bardzo odważny, zwłaszcza we Włoszech. Dzieło, które należy zapamiętać, ponieważ będzie o nim jeszcze głośno.
--------------------------------------------------------------
„W labiryncie” / Lascimmiapiensa / Erika Pomella
* „W labiryncie” to nowy film Donato Carrisiego, który po otrzymaniu nagrody Davida di Donatello w kategorii najlepszy reżyserski debiut za „Dziewczynę we mgle”, przeniósł ponownie na wielki ekran historię zrodzoną w jego książce.
* Na filmie ciążą liczne oczekiwania: zarówno ze względu na niedawny niezwykły debiut reżysera, jak też ze względu na niesamowitą obsadę z Tonim Servillo i Dustinem Hoffmanem na czele.
* Donato Carrisi pisze i reżyseruje film, zabierając widza do miasta przypominającego labirynt, pozbawionego punktów odniesienia i przygniecionego ciężarem nieznośnego upału. W takich to warunkach reżyser bierze widza za rękę i prowadzi go do świata, gdzie łatwo się zgubić. W pozytywnym znaczeniu.
„W labiryncie”: fabuła
* Tak jak „Dziewczyna we mgle”, fabuła „W labiryncie” rozpoczyna się od zniknięcia dziewczyny. Samantha Andretti (Valentina Bellè) zostaje odnaleziona po 15 latach, po tym jak rozpłynęła się w powietrzu. W szpitalu towarzyszy kobiecie profiler Green (Dustin Hoffman), który pomaga jej w odzyskaniu wspomnień związanych z przeszłością spędzoną w miejscu, które Samantha nazywa labiryntem.
* Tymczasem, poza murami szpitala Świętej Katarzyny, detektyw Bruno Genko (Toni Servillo), który czuje oddech śmierci na swoich plecach, postanawia zbadać na własną rękę sprawę zaginionej dziewczyny i potwora, który więził ją przez tyle lat. Aby tego dokonać i sprawić, by niektóre informacje ujrzały światło dzienne, mężczyzna prosi o pomoc Simona Baerisha (Vinicio Marchioni), policjanta pracującego w „Otchłani” (wł. il Limbo), sercu komisariatu, gdzie prowadzi się dochodzenia w sprawach osób zaginionych.
Labirynt wewnątrz i na zewnątrz
* Można by dokonać długiej dygresji na temat obrazu labiryntu, jego symboliki w różnych przedstawieniach w sztuce. Jednakże to, co natychmiast rzuca się w oczy, to zamiar Donato Carrisiego, by przestraszyć widza świadomością, że chcąc nie chcąc, wszyscy poruszamy się w środku labiryntu.
* Wszyscy jesteśmy „minotaurami” zmuszonymi do noszenia maski i poruszania się w świecie, którego reguł nie znamy i w którym niezwykle łatwo można się zgubić.
* Reżyser osadza akcję filmu w mieście oplątującym swymi mackami, czym jeszcze mocniej podkreśla odczucie, że miasto nie posiada tożsamości lub raczej ma ich wiele. Film, w całości nakręcony w studiach Cinecittà, prezentuje układ miasta posiadający wiele odniesień do innych miast, ale żadnego punktu orientacyjnego. Są zakamarki przywołujące na myśl Chicago z powieści Raymonda Chandlera, a widoki za oknem przypominają strony komiksu poświęcone „Gotham City”. Są też ujęcia wierzb płaczących i pachnących liści odsyłające do wizji południowych Stanów Zjednoczonych oraz opuszczone ulice Rzymu pogrążonego we śnie.
* Donato Carrisi podobny zabieg stosuje do wymiaru czasowego. „W labiryncie” oferuje widzowi widok telefonów komórkowych i komputerów występujących w towarzystwie starych ekranów kineskopowych oraz aparatów telefonicznych wyglądających, jakby wyszły z filmu z Humphreyem Bogartem.
* Widz nie znajduje „pocieszenia” w wiedzy, gdzie i w jakim momencie się znajduje. Właśnie tak, jak bohater Bruno Genko, który zmuszony jest do poruszania się w piekle ukrytego świata bez żadnego kompasu wskazującego mu drogę. Donato Carrisi chce, by widz zgubił się, by sam zrekonstruował wszystko na podstawie opowieści głównych bohaterów. I to mu się udaje.
„W labiryncie”: film samotności
* Zagubieniu towarzyszy oczywiście silne poczucie samotności. Kiedy ktoś się zgubi, z reguły jest sam.
* „W labiryncie” stawia więc na widoku szereg samotności, mniej lub bardziej rozległych. Każda z postaci porusza się sama bez możliwości zaufania komukolwiek.
* Poczucie niepokoju, które przekazuje film, opiera się na pewności niemożności zaufania nikomu. W taki sposób widz uczestniczy w przedstawieniu, gdzie prawda nie istnieje lub raczej, gdzie prezentuje się jedynie jako niestała materia, która może być dowolnie modelowana.
* Prawda nie istnieje i każda z postaci musi ją stworzyć własnymi rękoma z materiału, który ma do dyspozycji.
* Tutaj kryje się najbardziej udany punkt filmu: niepokój i uczucie prawie-horroru, które towarzyszą całej historii, nie opierają się na czymś potwornym czy nadzwyczajnym. Przeciwnie, Donato Carrisi przedstawia potwory, które czują się swobodnie w blasku słońca pośród własnych ofiar.
* Podczas gdy ofiary identyfikują się pod nazwą „Dzieci ciemności”, to potwory występujące w filmie są spowite światłem codzienności. Donato Carrisi mówi nam, byśmy właśnie w tej codzienności znaleźli to, na co nie mamy odwagi spojrzeć.
* By zrealizować do końca to poczucie ciągłego zagrożenia, reżyser zdecydował się odwołać do estetyki mieszającej gatunki: od kryminału do powieści detektywistycznej poprzez kilka elementów horroru. Estetyka, która najlepiej wyraża się w mistrzowskiej grze odcieni, świateł i ich przeplatania się, do takiego stopnia, że prawie czujemy ciemność naciskającą na granicy obrazu - nieustanne przypominanie faktu, że nikt z nas nie jest nieomylny. Nikt z nas nie jest bezpieczny.
--------------------------------------------------------------
„W labiryncie” / Madmass
„W labiryncie” - kryminał bez drogi ucieczki, z Tonim Servillo, Dustinem Hoffmanem, Vinicio Marchionim i świetną Valentiną Bellè.
Film to adaptacja powieści „W labiryncie” z 2017 roku napisanej przez Donato Carrisiego. Przenoszenie powieści na ekran stało się powszechne, czy to ze względu na potrzebę artystyczną czy po prostu jako sposób na wykorzystanie ekonomicznego sukcesu do ostatniego grosza. W czytelniku bądź widzu wywołuje to różne reakcje, najczęstsza jest taka: „Och, ale film zbyt różni się od książki”.
Na szczęście. Adaptacja jest skomplikowanym procesem i oznacza, że historia musi dostosować się do innego środka przekazu i nie może być kopią. Donato Carrisi, autor i człowiek znany z telewizji, pisze książkę tak, jakby już była scenariuszem, wyobrażając sobie historię na dużym ekranie.
„W labiryncie” wydaje się być właśnie książką na ekranie ze zbyt wieloma szczegółami, na które czytelnik nie zwróciłby uwagi, ale których widz nie może nie dostrzec i na których wyjaśnienie oczywiście się czeka.
„W labiryncie” daje natomiast mało wyjaśnień, ale w tym tkwi właśnie jego piękno: wychodzimy z sali z poczuciem niezadowolenia i niepokoju, które sprawiają, że nie przestajemy myśleć o tak splątanej fabule pełnej domysłów. Jesteśmy na zewnątrz, ale nadal w środku próbujemy, na próżno, poskładać wszystkie kawałki.
I to właśnie powoduje, że „W labiryncie” jest tak niezwykłym filmem. Potrafi zatrzymać widza po zakończeniu seansu, ale też trzyma widza w skupieniu, całkowicie pochłania jego myśli i nie ma możliwości oderwania się nawet po to, by sprawdzić godzinę na telefonie, co w obecnych czasach naprawdę stanowi luksus.
Donato Carrisi rozsiewa tyle oznak i symboli, że nie zdajemy już sobie właściwie sprawy, czy to wszystko ma drugie dno, czy nie.
Akcja filmu nie jest umieszczona w Szwajcarii ani w hotelu, ale w bez-miejscu i w bez-czasie.
Znajdujemy się w mieście bardzo podobnym do dystopijnej wizji, które wydaje się stare, ale gdy oglądamy je z okien samochodu przypomina przedmieścia Tokio w 2030 roku. Imiona bohaterów są zarówno włoskie jak i angielskie, ubrania przestarzałe, tak jak urządzenia elektroniczne, a jedyna postać, która posiada iPhone’a i MacBooka to Bruno Genko (Toni Servillo), jak gdyby był przed wszystkimi.
Samanta Andretti (Valentina Bellè) zostaje odnaleziona po 15 latach zamknięcia w labiryncie, gdzie, była zmuszona do grania z gwałcicielem o jej przetrwanie. Kobieta będzie przesłuchiwana przez profilera (Dustin Hoffman), który spróbuje przy pomocy psychologii odnaleźć przestępcę. Jednocześnie Bruno Genko, prywatny detektyw, na co dzień zajmujący się odzyskiwaniem kredytów, prowadzi własne dochodzenie, które okazuje się tak samo niepokojące.
Genko posiada etui z jednorożcami i pije wódkę z dodatkiem szklanki latte. Latte białe i czyste jak króliki, ale nie jak Bunny; kluczowa jest symbolika lustra, które oznacza upływający czas i ukazuje ukryte znaczenia. Ważny jest też numer 23, który przewija się przez cały film.
Siła filmu tkwi w jego splątaniu : labirynt, do którego Carrisi wprowadza nas bez możliwości znalezienia drogi wyjścia. Daje nam wskazówki, ale nie wyjaśnia i sprawia, że zaczynamy wątpić we wszystkie postaci, łącznie z nami samymi.
-------------------------------------------------------------
W labiryncie / Asburymovies / Marco Minniti
Donato Carrisi podkreśla swoim drugim dziełem - „W labiryncie” - symboliczny i uniwersalny charakter (ze zdolnościami psychoanalitycznymi) swojej poetyckości. Film zanurza się i gubi w strumieniach tworzących fabułę, przekazując tym samym obraz sugestywny, choć nie zawsze wyśrodkowany i spójny.
Obsesje labiryntu
Ścieżka Donato Carrisiego jest z pewnością interesująca - pisarz, dziennikarz i dramaturg. W 2017 roku przybył do świata reżyserii ze swoją „Dziewczyną we mgle”, inspirowaną wprost jego powieścią. Jego drugie dzieło „W labiryncie” również opiera się na książce o takim samym tytule i dostarcza dawki thrilleru. Carrisi jest może jedną z nielicznych postaci naprawdę „multimedialnych” we współczesnej włoskiej kulturze, zdolną do poruszania się na wielu frontach oraz utrzymującą wrażliwość i osobiste podejście do historii. Ciekawym elementem w jego karierze literackiej, która wydaje się wzorowana na autorach kryminałów z północy Europy (zarówno pod względem tematyki i atmosfery), jest wybór, by zająć się osobiście przeniesieniem własnych utworów na ekran, tym samym „brudząc sobie ręce” – jeśli możemy tak powiedzieć – medium tak dalekim od literatury w kwestii środków, funkcjonowania i możliwości ekspresji. Wybór był możliwy dzięki społecznemu kredytowi zaufania, który był zbierany przez lata i umacniany, a sięga on literackiego debiutu w 2009 r. powieścią „Zaklinacz”.
„W labiryncie”, który tak jak poprzedni film ukazał się w kinach pod egidą wytwórni filmowej Medusa, od pierwszych scen poszukuje bardziej międzynarodowego i równocześnie bardziej uniwersalnego wymiaru dla thrillera, który nie stroni od sugestii psychoanalitycznych, a nawet onirycznych. Choć sceneria pozbawiona jest dokładnych określeń, zarówno w książce jak i w filmie, wydaje się, że jest to średniej wielkości miasto amerykańskie, imiona bohaterów sugerują ponadto mieszanie pochodzenia, co utrudnia przypisanie zdarzeniom konkretnego miejsca w przestrzeni. Niedookreślenie otoczenia odbija się także (celowo) na umiejscowieniu w czasie: w filmie współistnieją elementy z różnych epok, smartphony z nowoczesnym designem i telefony komórkowe sprzed 15 lat; laptop używany przez bohatera ze wszystkimi cechami wskazującymi na to, że został niedawno nabyty, razem z komputerem stacjonarnym z lat 90. w archiwach osób zaginionych na posterunku policji. Nocne ulice miasta, które przemierza detektyw (Toni Servillo), ukazują się w feerii świateł neonów i hiperrealistycznych kolorów, czym przekazują nastrój azjatyckiej metropolii.
Wybór uniwersalności otoczenia zmierza prawdopodobnie do podkreślenia prawdziwego umiejscowienia historii. To meandry umysłu i podświadomości bohaterów: teren, na którym oddzielnie mierzą się prywatny detektyw Bruno Genko (grany przez wspomnianego już Servillo) i profiler policyjny dr Green (Dustin Hoffman) próbujący rozwikłać zagadkę zniknięcia Samanthy Andretti, zgwałconej w wieku 13 lat i odnalezionej po 15 latach. Detektyw (Servillo) kroczy ramię w ramię ze śmiercią, gdyż jest dotknięty chorobą serca, która daje mu świadomość, że każda chwila może być jego ostatnią. Green pokazuje swoje tajemnicze i sprzeczne oblicza. Widać to, gdy próbuje w szpitalu obok łóżka dziewczyny – czasem empatycznie, innym razem z bezlitosną skutecznością – przeszukiwać i drążyć w jej fragmentarycznych wspomnieniach. Postać Servillo, przedstawiona jako cyniczna jednostka pozbawiona relacji, w ostatnim etapie swojego życia postanawia spełnić dawną prośbę rodziny Samanthy. Ma za zadanie poskładać skomplikowaną mozaikę sięgającą swymi korzeniami przeszłości w łańcuch zbrodni trwających przez lata. Zbrodni wyrażonych w grze lustrzanych odbić ofiary i oprawcy, które przekazują koszmar (przyjmujący postać, w sposób artystyczny, zabójcy z twarzą królika) jak zakaźną chorobę.
Servillo, jako świeży weteran po próbie 5 è il numero perfetto wchodzi „W labiryncie” w inną rolę kryminalną, która wydaje się być uszyta na jego miarę; sposób ubierania postaci przeniesiony z filmu na film unika jednakże (i dobrze, biorąc pod uwagę renomę aktora) powtarzalności i tej samej maniery. Detektyw, w którego wciela się Servillo, jest tak skonstruowaną postacią, że igra ze stereotypem prywatnego detektywa, a wzbogacony ciężarem hiperrealizmu, usuwa najbardziej typowe cechy (np. początkowa próba samobójcza). Detektyw pełni rolę prawdziwego i właściwego przewodnika dla widza po labiryncie narracji odzwierciedlającym prawie natychmiast to, co znajduje się w centrum fabuły. Dochodzenie-podróż, która rozciąga się we wszystkie strony pomiędzy miejscem, czasem i postaciami oraz która prędko zabiera bohaterów na granicę onirycznych poszukiwań.
Antropomorficzny królik, prawdziwy topos fantastyki, ostatnimi laty często pojawiał się w ikonografii tego gatunku (mowa o Inland Empire Davida Lyncha lub o Donnie DarkoRicharda Kelly’ego ), który potęguje wrażenie hiperrealistycznego obrazu, zawieszonego pomiędzy abstrakcją otoczenia (wspomnianego już komisariatu policji i podziemnego biura osób zaginionych) oraz materialnej struktury, brudnej albo onirycznej, czyli tytułowego labiryntu - ucieleśnienia wspomnień wynurzających się z koszmaru lub nim skażonych. Wybór, który z jednej strony podkreśla płynny i pozbawiony konkretnej konotacji czasoprzestrzennej charakter historii, z drugiej strony zaznacza swój związek z wiadomością (tutaj o porwaniu nastolatki), którą autor zna wystarczająco dobrze.
Sugestywny i nierówny.
„W labiryncie” wydaje się asymetryczny w swojej konstrukcji, koncentruje uwagę na postaci granej przez Servillo, czyniąc z profilera (Hoffman) rolę marginalną; postać, która okazuje się nieruchoma i odizolowana w interakcjach z innymi bohaterami, pozbawiona ewolucji w relacji z ofiarą graną przez Valentinę Belle. Kiedy zagadka zostaje w końcu rozwiązana, asymetria filmu wydaje się uzasadniona narracją, która jednakże przeniesiona na ekran taka, jaka jest, narusza harmonię opowiadania, które potrzebuje właściwej przestrzeni dla wszystkich głównych odtwórców. Carrisi łapie wiele srok za ogon, żongluje swobodnie z tyloma tematami historii (m.in. strach przed innymi, koszmary ukrywane we wspólnotach religijnych, brak skuteczności policji), ryzykując wielokrotnie utratę sedna i spójności narracyjnej. Ostateczny zwrot przychodzi w sposób zbyt pospieszny, nie wyciągając sumy różnych wątków pobocznych – porozrzucanych pomiędzy przeszłością a teraźniejszością – z których historia się składa.
Treść filmu w każdym razie jest odważna i interesująca. Należy podziwiać staranność wizualną, z jaką reżyser zbiera wydarzenia, oprócz szerokiego przekroju odniesień (inspiracje czerpane zarówno od Hitchcocka, jak i od współczesnych kryminałów skandynawskich oraz sadystycznych thrillerów à la „Piła”), przetworzonych w oparciu o całkowicie osobisty gust. Niejednoznaczny charakter scenariusza, staje się oczywisty w drugiej połowie filmu, ale przeszkadza w uznaniu „W labiryncie” jako dzieła całkowicie udanego, takim, jakim miał być we wspaniałych zamierzeniach i ograniczeniach Carrisiego. Potwierdza po prostu pewną drogę, którą należy podążać i na której należy eksperymentować. Drogę zbliżenia się do tak wielowarstwowego materiału, jakim jest thriller.
* "Donato Carrisi pisze i reżyseruje film, zabierając widza do miasta przypominającego labirynt, pozbawionego punktów odniesienia i przygniecionego ciężarem nieznośnego upału. W takich to warunkach reżyser bierze widza za rękę i prowadzi go do świata, gdzie łatwo się zgubić. W pozytywnym znaczeniu."
* "Są zakamarki przywołujące na myśl Chicago z powieści Raymonda Chandlera, a widoki za oknem przypominają strony komiksu poświęcone „Gotham City”. Są też ujęcia wierzb płaczących i pachnących liści odsyłające do wizji południowych Stanów Zjednoczonych oraz opuszczone ulice Rzymu pogrążonego we śnie."
* "„W labiryncie” oferuje widzowi widok telefonów komórkowych i komputerów występujących w towarzystwie starych ekranów kineskopowych oraz aparatów telefonicznych wyglądających, jakby wyszły z filmu z Humphreyem Bogartem."
* "Donato Carrisi chce, by widz zgubił się, by sam zrekonstruował wszystko na podstawie opowieści głównych bohaterów. I to mu się udaje."
* "Poczucie niepokoju, które przekazuje film, opiera się na pewności niemożności zaufania nikomu. W taki sposób widz uczestniczy w przedstawieniu, gdzie prawda nie istnieje lub raczej, gdzie prezentuje się jedynie jako niestała materia, która może być dowolnie modelowana."
* "Prawda nie istnieje i każda z postaci musi ją stworzyć własnymi rękoma z materiału, który ma do dyspozycji."
* "Tutaj kryje się najbardziej udany punkt filmu: niepokój i uczucie prawie-horroru, które towarzyszą całej historii, nie opierają się na czymś potwornym czy nadzwyczajnym. Przeciwnie, Donato Carrisi przedstawia potwory, które czują się swobodnie w blasku słońca pośród własnych ofiar."
* "By zrealizować do końca to poczucie ciągłego zagrożenia, reżyser zdecydował się odwołać do estetyki mieszającej gatunki: od kryminału do powieści detektywistycznej poprzez kilka elementów horroru. Estetyka, która najlepiej wyraża się w mistrzowskiej grze odcieni, świateł i ich przeplatania się, do takiego stopnia, że prawie czujemy ciemność naciskającą na granicy obrazu - nieustanne przypominanie faktu, że nikt z nas nie jest nieomylny. Nikt z nas nie jest bezpieczny"
Cinematografo.it / Gian Luca Pisacane
* "Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią, kino klaustrofobiczne pomiędzy światłem a ciemnością."
* "Wraz z rozwojem akcji następuje kumulacja wydarzeń: wątki narracyjne przecinają się i rozdzielają, a to wszystko w labiryncie hipotez, wątpliwości, sugestii. Tym samym kieruje spojrzenie na amerykańskich twórców - trochę Finchera, trochę Lyncha, całość oprószona Donnie Darko. Historia, gdzie Alicja nie przemierza już Krainy Czarów, lecz świat pełen koszmarów."
* "Detektyw, zapisujący swoje przemyślenia, włóczy się brudny po najgorszych lokalach w okolicy, pije tequilę i latte, przez co swoim zachowaniem przypomina Philipa Marlowe’a."
* "Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią wybiera przekraczanie granic i grę aż do ostatniej karty: wisienkę na torcie stanowi niespotykany wcześniej duet wielkich gwiazd Toniego Servillo i Dustina Hoffmanna."
* "Film niedoskonały, fascynujący i bardzo odważny, zwłaszcza we Włoszech. Dzieło, które należy zapamiętać, ponieważ będzie o nim jeszcze głośno."
Cineuropa
* "Klimat jak z Louisiany w serialu “Detektyw”."
* "Klimatyczna łamigłówka dla kinomaniaków."
Cinema Italiano
* "Po „Dziewczynie we mgle” Donato Carrisi reżyseruje kolejny klimatyczny thriller, który tańczy w otchłani, w klaustrofobicznym świecie między światłem a ciemnością."
Cinematografo
* "Carrisi jest być może jedną z niewielu naprawdę „multimedialnych” postaci współczesnej włoskiej kultury, która potrafi poruszać się na kilku frontach, zachowując wrażliwość i całkowicie osobiste podejście do historii."
-----------------------------------------------------------
W labiryncie / Cinematografo.it / Gian Luca Pisacane
Kolejny, po „Dziewczynie we mgle”, film w reżyserii Donato Carrisiego: nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią, kino klaustrofobiczne pomiędzy światłem a ciemnością.
Dziewczyna we mgle, W labiryncie -powieści przeniesione na ekran. W historiach Carrisiego trzeba się zagubić: niemalże zapomniane miasteczka górskie, miasta zawieszone w innym wymiarze, gdzie królują drapacze chmur, przedmieścia i bagna. Drogi, które zawsze prowadzą do lasów, ogniste niebiosa oświetlające horyzont i oczekujące na apokalipsę. Potem mgła, labirynt. Wszystko otulone dymem, prawie nienamacalne i trudne do uchwycenia.
Wraz z rozwojem akcji następuje kumulacja wydarzeń: wątki narracyjne przecinają się i rozdzielają, a to wszystko w labiryncie hipotez, wątpliwości, sugestii. Tym samym kieruje spojrzenie na amerykańskich twórców - trochę Finchera, trochę Lyncha, całość oprószona Donnie Darko. Historia, gdzie Alicja nie przemierza już Krainy Czarów, lecz świat pełen koszmarów.
Mroczna oprawa, w której detektyw, zapisujący swoje przemyślenia, włóczy się brudny po najgorszych lokalach w okolicy, pije tequilę i latte, przez co swoim zachowaniem przypomina Philipa Marlowe’a.
Polowanie odbywa się na mordercę, potwora w najgorszym tego słowa znaczeniu, ale pozostali ludzie też mają swoje przywary, ułomności. Niektórzy mają złączone wargi i nie mogą mówić; ten, który nosi sutannę stracił wiarę, inni chowają się za maskami, a policjanci grożą zamiast dociekać. Biuro osób zaginionych przypomina miejsce rodem z Kafki, które nieprzypadkowo nazywa się „Otchłań”, zawieszone między piekłem a niebem. Wszyscy czekają w biurze, pomiędzy szufladkami, aż coś się wyjaśni.
Nie brakuje odwołań do Chrystusa. Radio nadaje wyznanie wiary zielonoświątkowców, a słuchacze zostają wcieleni do straży końca świata. Bohater wstępuje na drogę pokuty, wchodzi na swoją Kalwarię, podąża drogą poświęcenia, aż do „zmartwychwstania” w tej rzeczywistości lub raczej w meandrach szalonego umysłu.
W labiryncie jest o wiele ambitniejszy od Dziewczyny we mgle (po włączeniu się w jego historię należy liczyć się z ciężarem samotności i odizolowania), a krytyka społeczna w nim zawarta jest ostrzejsza. Nie zastanawia się nad relacjami policji i mediów, nad makabryczną fascynacją wiadomościami.
Jest to refleksja nad społeczeństwem, które uznaje przemoc za istotny element, przekazywany przez psychopatę ofierze. Każdy obraca własne urazy, które trzyma w sobie, w lustrzaną grę podwajającą obrazy, zmieniającą rysunki w ciemne plamy.
Nastrojowy thriller tańczący nad przepaścią wybiera przekraczanie granic i grę aż do ostatniej karty: wisienkę na torcie stanowi niespotykany wcześniej duet wielkich gwiazd Toniego Servillo i Dustina Hoffmanna oraz otwarte zakończenie – przeklęty chaos zmieniający się w istny węzeł gordyjski.
To kino klaustrofobiczne balansujące pomiędzy światłem a ciemnością, gdzie wszechobecne ściany gotowe są by miażdżyć, by gnieść. Kadry z lotu ptaka przeplatają się ze zbliżeniami. Majaczenie inspirujące się sadyzmem Piły i Cube, ale bez krwi. Film niedoskonały, fascynujący i bardzo odważny, zwłaszcza we Włoszech. Dzieło, które należy zapamiętać, ponieważ będzie o nim jeszcze głośno.
--------------------------------------------------------------
„W labiryncie” / Lascimmiapiensa / Erika Pomella
* „W labiryncie” to nowy film Donato Carrisiego, który po otrzymaniu nagrody Davida di Donatello w kategorii najlepszy reżyserski debiut za „Dziewczynę we mgle”, przeniósł ponownie na wielki ekran historię zrodzoną w jego książce.
* Na filmie ciążą liczne oczekiwania: zarówno ze względu na niedawny niezwykły debiut reżysera, jak też ze względu na niesamowitą obsadę z Tonim Servillo i Dustinem Hoffmanem na czele.
* Donato Carrisi pisze i reżyseruje film, zabierając widza do miasta przypominającego labirynt, pozbawionego punktów odniesienia i przygniecionego ciężarem nieznośnego upału. W takich to warunkach reżyser bierze widza za rękę i prowadzi go do świata, gdzie łatwo się zgubić. W pozytywnym znaczeniu.
„W labiryncie”: fabuła
* Tak jak „Dziewczyna we mgle”, fabuła „W labiryncie” rozpoczyna się od zniknięcia dziewczyny. Samantha Andretti (Valentina Bellè) zostaje odnaleziona po 15 latach, po tym jak rozpłynęła się w powietrzu. W szpitalu towarzyszy kobiecie profiler Green (Dustin Hoffman), który pomaga jej w odzyskaniu wspomnień związanych z przeszłością spędzoną w miejscu, które Samantha nazywa labiryntem.
* Tymczasem, poza murami szpitala Świętej Katarzyny, detektyw Bruno Genko (Toni Servillo), który czuje oddech śmierci na swoich plecach, postanawia zbadać na własną rękę sprawę zaginionej dziewczyny i potwora, który więził ją przez tyle lat. Aby tego dokonać i sprawić, by niektóre informacje ujrzały światło dzienne, mężczyzna prosi o pomoc Simona Baerisha (Vinicio Marchioni), policjanta pracującego w „Otchłani” (wł. il Limbo), sercu komisariatu, gdzie prowadzi się dochodzenia w sprawach osób zaginionych.
Labirynt wewnątrz i na zewnątrz
* Można by dokonać długiej dygresji na temat obrazu labiryntu, jego symboliki w różnych przedstawieniach w sztuce. Jednakże to, co natychmiast rzuca się w oczy, to zamiar Donato Carrisiego, by przestraszyć widza świadomością, że chcąc nie chcąc, wszyscy poruszamy się w środku labiryntu.
* Wszyscy jesteśmy „minotaurami” zmuszonymi do noszenia maski i poruszania się w świecie, którego reguł nie znamy i w którym niezwykle łatwo można się zgubić.
* Reżyser osadza akcję filmu w mieście oplątującym swymi mackami, czym jeszcze mocniej podkreśla odczucie, że miasto nie posiada tożsamości lub raczej ma ich wiele. Film, w całości nakręcony w studiach Cinecittà, prezentuje układ miasta posiadający wiele odniesień do innych miast, ale żadnego punktu orientacyjnego. Są zakamarki przywołujące na myśl Chicago z powieści Raymonda Chandlera, a widoki za oknem przypominają strony komiksu poświęcone „Gotham City”. Są też ujęcia wierzb płaczących i pachnących liści odsyłające do wizji południowych Stanów Zjednoczonych oraz opuszczone ulice Rzymu pogrążonego we śnie.
* Donato Carrisi podobny zabieg stosuje do wymiaru czasowego. „W labiryncie” oferuje widzowi widok telefonów komórkowych i komputerów występujących w towarzystwie starych ekranów kineskopowych oraz aparatów telefonicznych wyglądających, jakby wyszły z filmu z Humphreyem Bogartem.
* Widz nie znajduje „pocieszenia” w wiedzy, gdzie i w jakim momencie się znajduje. Właśnie tak, jak bohater Bruno Genko, który zmuszony jest do poruszania się w piekle ukrytego świata bez żadnego kompasu wskazującego mu drogę. Donato Carrisi chce, by widz zgubił się, by sam zrekonstruował wszystko na podstawie opowieści głównych bohaterów. I to mu się udaje.
„W labiryncie”: film samotności
* Zagubieniu towarzyszy oczywiście silne poczucie samotności. Kiedy ktoś się zgubi, z reguły jest sam.
* „W labiryncie” stawia więc na widoku szereg samotności, mniej lub bardziej rozległych. Każda z postaci porusza się sama bez możliwości zaufania komukolwiek.
* Poczucie niepokoju, które przekazuje film, opiera się na pewności niemożności zaufania nikomu. W taki sposób widz uczestniczy w przedstawieniu, gdzie prawda nie istnieje lub raczej, gdzie prezentuje się jedynie jako niestała materia, która może być dowolnie modelowana.
* Prawda nie istnieje i każda z postaci musi ją stworzyć własnymi rękoma z materiału, który ma do dyspozycji.
* Tutaj kryje się najbardziej udany punkt filmu: niepokój i uczucie prawie-horroru, które towarzyszą całej historii, nie opierają się na czymś potwornym czy nadzwyczajnym. Przeciwnie, Donato Carrisi przedstawia potwory, które czują się swobodnie w blasku słońca pośród własnych ofiar.
* Podczas gdy ofiary identyfikują się pod nazwą „Dzieci ciemności”, to potwory występujące w filmie są spowite światłem codzienności. Donato Carrisi mówi nam, byśmy właśnie w tej codzienności znaleźli to, na co nie mamy odwagi spojrzeć.
* By zrealizować do końca to poczucie ciągłego zagrożenia, reżyser zdecydował się odwołać do estetyki mieszającej gatunki: od kryminału do powieści detektywistycznej poprzez kilka elementów horroru. Estetyka, która najlepiej wyraża się w mistrzowskiej grze odcieni, świateł i ich przeplatania się, do takiego stopnia, że prawie czujemy ciemność naciskającą na granicy obrazu - nieustanne przypominanie faktu, że nikt z nas nie jest nieomylny. Nikt z nas nie jest bezpieczny.
--------------------------------------------------------------
„W labiryncie” / Madmass
„W labiryncie” - kryminał bez drogi ucieczki, z Tonim Servillo, Dustinem Hoffmanem, Vinicio Marchionim i świetną Valentiną Bellè.
Film to adaptacja powieści „W labiryncie” z 2017 roku napisanej przez Donato Carrisiego. Przenoszenie powieści na ekran stało się powszechne, czy to ze względu na potrzebę artystyczną czy po prostu jako sposób na wykorzystanie ekonomicznego sukcesu do ostatniego grosza. W czytelniku bądź widzu wywołuje to różne reakcje, najczęstsza jest taka: „Och, ale film zbyt różni się od książki”.
Na szczęście. Adaptacja jest skomplikowanym procesem i oznacza, że historia musi dostosować się do innego środka przekazu i nie może być kopią. Donato Carrisi, autor i człowiek znany z telewizji, pisze książkę tak, jakby już była scenariuszem, wyobrażając sobie historię na dużym ekranie.
„W labiryncie” wydaje się być właśnie książką na ekranie ze zbyt wieloma szczegółami, na które czytelnik nie zwróciłby uwagi, ale których widz nie może nie dostrzec i na których wyjaśnienie oczywiście się czeka.
„W labiryncie” daje natomiast mało wyjaśnień, ale w tym tkwi właśnie jego piękno: wychodzimy z sali z poczuciem niezadowolenia i niepokoju, które sprawiają, że nie przestajemy myśleć o tak splątanej fabule pełnej domysłów. Jesteśmy na zewnątrz, ale nadal w środku próbujemy, na próżno, poskładać wszystkie kawałki.
I to właśnie powoduje, że „W labiryncie” jest tak niezwykłym filmem. Potrafi zatrzymać widza po zakończeniu seansu, ale też trzyma widza w skupieniu, całkowicie pochłania jego myśli i nie ma możliwości oderwania się nawet po to, by sprawdzić godzinę na telefonie, co w obecnych czasach naprawdę stanowi luksus.
Donato Carrisi rozsiewa tyle oznak i symboli, że nie zdajemy już sobie właściwie sprawy, czy to wszystko ma drugie dno, czy nie.
Akcja filmu nie jest umieszczona w Szwajcarii ani w hotelu, ale w bez-miejscu i w bez-czasie.
Znajdujemy się w mieście bardzo podobnym do dystopijnej wizji, które wydaje się stare, ale gdy oglądamy je z okien samochodu przypomina przedmieścia Tokio w 2030 roku. Imiona bohaterów są zarówno włoskie jak i angielskie, ubrania przestarzałe, tak jak urządzenia elektroniczne, a jedyna postać, która posiada iPhone’a i MacBooka to Bruno Genko (Toni Servillo), jak gdyby był przed wszystkimi.
Samanta Andretti (Valentina Bellè) zostaje odnaleziona po 15 latach zamknięcia w labiryncie, gdzie, była zmuszona do grania z gwałcicielem o jej przetrwanie. Kobieta będzie przesłuchiwana przez profilera (Dustin Hoffman), który spróbuje przy pomocy psychologii odnaleźć przestępcę. Jednocześnie Bruno Genko, prywatny detektyw, na co dzień zajmujący się odzyskiwaniem kredytów, prowadzi własne dochodzenie, które okazuje się tak samo niepokojące.
Genko posiada etui z jednorożcami i pije wódkę z dodatkiem szklanki latte. Latte białe i czyste jak króliki, ale nie jak Bunny; kluczowa jest symbolika lustra, które oznacza upływający czas i ukazuje ukryte znaczenia. Ważny jest też numer 23, który przewija się przez cały film.
Siła filmu tkwi w jego splątaniu : labirynt, do którego Carrisi wprowadza nas bez możliwości znalezienia drogi wyjścia. Daje nam wskazówki, ale nie wyjaśnia i sprawia, że zaczynamy wątpić we wszystkie postaci, łącznie z nami samymi.
-------------------------------------------------------------
W labiryncie / Asburymovies / Marco Minniti
Donato Carrisi podkreśla swoim drugim dziełem - „W labiryncie” - symboliczny i uniwersalny charakter (ze zdolnościami psychoanalitycznymi) swojej poetyckości. Film zanurza się i gubi w strumieniach tworzących fabułę, przekazując tym samym obraz sugestywny, choć nie zawsze wyśrodkowany i spójny.
Obsesje labiryntu
Ścieżka Donato Carrisiego jest z pewnością interesująca - pisarz, dziennikarz i dramaturg. W 2017 roku przybył do świata reżyserii ze swoją „Dziewczyną we mgle”, inspirowaną wprost jego powieścią. Jego drugie dzieło „W labiryncie” również opiera się na książce o takim samym tytule i dostarcza dawki thrilleru. Carrisi jest może jedną z nielicznych postaci naprawdę „multimedialnych” we współczesnej włoskiej kulturze, zdolną do poruszania się na wielu frontach oraz utrzymującą wrażliwość i osobiste podejście do historii. Ciekawym elementem w jego karierze literackiej, która wydaje się wzorowana na autorach kryminałów z północy Europy (zarówno pod względem tematyki i atmosfery), jest wybór, by zająć się osobiście przeniesieniem własnych utworów na ekran, tym samym „brudząc sobie ręce” – jeśli możemy tak powiedzieć – medium tak dalekim od literatury w kwestii środków, funkcjonowania i możliwości ekspresji. Wybór był możliwy dzięki społecznemu kredytowi zaufania, który był zbierany przez lata i umacniany, a sięga on literackiego debiutu w 2009 r. powieścią „Zaklinacz”.
„W labiryncie”, który tak jak poprzedni film ukazał się w kinach pod egidą wytwórni filmowej Medusa, od pierwszych scen poszukuje bardziej międzynarodowego i równocześnie bardziej uniwersalnego wymiaru dla thrillera, który nie stroni od sugestii psychoanalitycznych, a nawet onirycznych. Choć sceneria pozbawiona jest dokładnych określeń, zarówno w książce jak i w filmie, wydaje się, że jest to średniej wielkości miasto amerykańskie, imiona bohaterów sugerują ponadto mieszanie pochodzenia, co utrudnia przypisanie zdarzeniom konkretnego miejsca w przestrzeni. Niedookreślenie otoczenia odbija się także (celowo) na umiejscowieniu w czasie: w filmie współistnieją elementy z różnych epok, smartphony z nowoczesnym designem i telefony komórkowe sprzed 15 lat; laptop używany przez bohatera ze wszystkimi cechami wskazującymi na to, że został niedawno nabyty, razem z komputerem stacjonarnym z lat 90. w archiwach osób zaginionych na posterunku policji. Nocne ulice miasta, które przemierza detektyw (Toni Servillo), ukazują się w feerii świateł neonów i hiperrealistycznych kolorów, czym przekazują nastrój azjatyckiej metropolii.
Wybór uniwersalności otoczenia zmierza prawdopodobnie do podkreślenia prawdziwego umiejscowienia historii. To meandry umysłu i podświadomości bohaterów: teren, na którym oddzielnie mierzą się prywatny detektyw Bruno Genko (grany przez wspomnianego już Servillo) i profiler policyjny dr Green (Dustin Hoffman) próbujący rozwikłać zagadkę zniknięcia Samanthy Andretti, zgwałconej w wieku 13 lat i odnalezionej po 15 latach. Detektyw (Servillo) kroczy ramię w ramię ze śmiercią, gdyż jest dotknięty chorobą serca, która daje mu świadomość, że każda chwila może być jego ostatnią. Green pokazuje swoje tajemnicze i sprzeczne oblicza. Widać to, gdy próbuje w szpitalu obok łóżka dziewczyny – czasem empatycznie, innym razem z bezlitosną skutecznością – przeszukiwać i drążyć w jej fragmentarycznych wspomnieniach. Postać Servillo, przedstawiona jako cyniczna jednostka pozbawiona relacji, w ostatnim etapie swojego życia postanawia spełnić dawną prośbę rodziny Samanthy. Ma za zadanie poskładać skomplikowaną mozaikę sięgającą swymi korzeniami przeszłości w łańcuch zbrodni trwających przez lata. Zbrodni wyrażonych w grze lustrzanych odbić ofiary i oprawcy, które przekazują koszmar (przyjmujący postać, w sposób artystyczny, zabójcy z twarzą królika) jak zakaźną chorobę.
Servillo, jako świeży weteran po próbie 5 è il numero perfetto wchodzi „W labiryncie” w inną rolę kryminalną, która wydaje się być uszyta na jego miarę; sposób ubierania postaci przeniesiony z filmu na film unika jednakże (i dobrze, biorąc pod uwagę renomę aktora) powtarzalności i tej samej maniery. Detektyw, w którego wciela się Servillo, jest tak skonstruowaną postacią, że igra ze stereotypem prywatnego detektywa, a wzbogacony ciężarem hiperrealizmu, usuwa najbardziej typowe cechy (np. początkowa próba samobójcza). Detektyw pełni rolę prawdziwego i właściwego przewodnika dla widza po labiryncie narracji odzwierciedlającym prawie natychmiast to, co znajduje się w centrum fabuły. Dochodzenie-podróż, która rozciąga się we wszystkie strony pomiędzy miejscem, czasem i postaciami oraz która prędko zabiera bohaterów na granicę onirycznych poszukiwań.
Antropomorficzny królik, prawdziwy topos fantastyki, ostatnimi laty często pojawiał się w ikonografii tego gatunku (mowa o Inland Empire Davida Lyncha lub o Donnie DarkoRicharda Kelly’ego ), który potęguje wrażenie hiperrealistycznego obrazu, zawieszonego pomiędzy abstrakcją otoczenia (wspomnianego już komisariatu policji i podziemnego biura osób zaginionych) oraz materialnej struktury, brudnej albo onirycznej, czyli tytułowego labiryntu - ucieleśnienia wspomnień wynurzających się z koszmaru lub nim skażonych. Wybór, który z jednej strony podkreśla płynny i pozbawiony konkretnej konotacji czasoprzestrzennej charakter historii, z drugiej strony zaznacza swój związek z wiadomością (tutaj o porwaniu nastolatki), którą autor zna wystarczająco dobrze.
Sugestywny i nierówny.
„W labiryncie” wydaje się asymetryczny w swojej konstrukcji, koncentruje uwagę na postaci granej przez Servillo, czyniąc z profilera (Hoffman) rolę marginalną; postać, która okazuje się nieruchoma i odizolowana w interakcjach z innymi bohaterami, pozbawiona ewolucji w relacji z ofiarą graną przez Valentinę Belle. Kiedy zagadka zostaje w końcu rozwiązana, asymetria filmu wydaje się uzasadniona narracją, która jednakże przeniesiona na ekran taka, jaka jest, narusza harmonię opowiadania, które potrzebuje właściwej przestrzeni dla wszystkich głównych odtwórców. Carrisi łapie wiele srok za ogon, żongluje swobodnie z tyloma tematami historii (m.in. strach przed innymi, koszmary ukrywane we wspólnotach religijnych, brak skuteczności policji), ryzykując wielokrotnie utratę sedna i spójności narracyjnej. Ostateczny zwrot przychodzi w sposób zbyt pospieszny, nie wyciągając sumy różnych wątków pobocznych – porozrzucanych pomiędzy przeszłością a teraźniejszością – z których historia się składa.
Treść filmu w każdym razie jest odważna i interesująca. Należy podziwiać staranność wizualną, z jaką reżyser zbiera wydarzenia, oprócz szerokiego przekroju odniesień (inspiracje czerpane zarówno od Hitchcocka, jak i od współczesnych kryminałów skandynawskich oraz sadystycznych thrillerów à la „Piła”), przetworzonych w oparciu o całkowicie osobisty gust. Niejednoznaczny charakter scenariusza, staje się oczywisty w drugiej połowie filmu, ale przeszkadza w uznaniu „W labiryncie” jako dzieła całkowicie udanego, takim, jakim miał być we wspaniałych zamierzeniach i ograniczeniach Carrisiego. Potwierdza po prostu pewną drogę, którą należy podążać i na której należy eksperymentować. Drogę zbliżenia się do tak wielowarstwowego materiału, jakim jest thriller.
- Video
- O filmie
- Recenzje
- Streszczenie
- Zdjęcia
- Zobacz również